Opowieść, część 25

Wędrówka przez las zdawała ciągnąć się w nieskończoność i nawet Jurek, który przywykł do długich, pieszych podróży, raz na jakiś czas przeciągle ziewał i wykonywał zamaszyste ruchy ramionami, by je rozruszać i pobudzić znużone ciało.  

Mijał piąty dzień ich wspólnej podróży. Od czasu, gdy Nuszka uwolniła Jurka z uroku wiły, ten paradoksalnie nabrał do niej dystansu i zachowywał się w sposób, który momentami wręcz bawił Nuszkę: przyglądał się jej bacznie gdy wsłuchiwała się w głos drzew i ziemi, dopytywał kiedy wróci, gdy udawała się na stronę załatwić swoje potrzeby i koniecznie chciał wiedzieć, w którym kierunku idzie, gdy nabierała ochoty oddalić się na jakiś czas, by pomaszerować w odosobnieniu. Nie nawiązywał z nią rozmowy tak ochoczo, jak przedtem. Mając wcześniej do czynienia z gadatliwą i roześmianą wersją Jurka, Nuszkę właśnie ta małomówność dziwiła najbardziej. 

Przytulona do końskiego grzbietu z na wpół otwartymi oczami, obserwowała mijane drzewa. Las nieco się przerzedził i spomiędzy drzew zaglądało ciepłe, wieczorne słońce, szukając ostatniego kontaktu przed utonięciem pod zachodnim horyzontem. Po dłuższym czasie każde drzewo wyglądało w oczach Nuszki jak kopia poprzedniego, a chód konia i Jurka tworzyły monotonny rytm. Wszystko to wprowadziło ją w stan półsnu, w którym widziała tylko to, co było bezpośrednio przed jej oczami, nawet jej myśli zdały się udać na spoczynek.  

W pewnym momencie Jurek przystanął, wydał z siebie długie westchnięcie i rzekł: 

– Marzy mi się pachnąca sadzawka z ciepłą wodą i kupa pieczonego mięsa 

Przebudzona Nuszka wyprostowała plecy i rozejrzała się wokół, ale nic nie wskazywało na spełnienie się marzenia Jurka.  

– Jutro rano, Jurek – wymruczała  

– Jutro może dojdziemy już do miasta… a może nie. Ale mięcho to na pewno… – Jurek urwał w środku zdania i wskazał palcem na prawo od Nuszki, koncentrując na czymś swój zmęczony wzrok. 

Nuszka spojrzała w tamtą stronę i zdała sobie sprawę, że znajdują się na skraju lasu, bo w niedalekiej odległości jej oczom ukazały się rozległe łany złocistego zboża. Ucieszył ją ten widok, więc klasnęła w dłonie. 

– Znasz go? – Jurek zmarszczył brwi 

Nuszka spojrzała na niego pytającym wzrokiem. 

– Tam siedzi jakiś dziad – Jurek począł intensywnie wbijać palec w powietrze wierząc, że w ten sposób celniej wskazuje na lokalizację wspomnianego dziada. 

Po chwili przeczesywania przestrzeni przed sobą wzrokiem, oczom Nuszki ukazał się widok niedużej, krępej postaci oświetlonej blaskiem zachodzącego słońca. Był to ktoś, kto wyglądał jak skurczony, starszy mężczyzna. Siedział na skraju lasu, pozwalając złotym promieniom ogrzewać bok swojej twarzy, a może drzemał na siedząco – nie była w stanie określić, nie widząc go dobrze. Jurek niechlujnie przymocował konia do pobliskiego drzewa i westchnął: 

– Może se przynajmniej z kimś pogadam… – i powoli ruszył w stronę nieznajomego 

Nuszkę zdziwiły te słowa, ale przemilczała to, pozwalając swojemu zainteresowaniu tajemniczym jegomościem wybrzmieć głośniej niż inne myśli. Zbliżywszy się do postaci zauważyli, że oddziela ich od niej spore zagłębienie w ziemi, z którego ścian wystawała plątanina korzeni drzew. Obchodząc dół, coraz bardziej zauważali wyjątkowo dziwny wygląd nieruchomego mężczyzny. Byli już całkiem blisko, gdy na chwilę zaślepiło ich ostre słońce i dopiero po chwili byli w stanie zauważyć tę istotę w pełnej okazałości. 

– O na bogi! – wykrzyknął Jurek, łapiąc się za głowę i gwałtownie cofając o krok – dzień do… dzień… dobry wieczór – w przypływie uprzejmości wykrztusił z siebie, nie będąc pewien, czy chce wrócić wzrokiem do tego, co przed chwilą ujrzał. 

Przed nimi siedział przysadzisty staruszek, który sennym wzrokiem wpatrywał się teraz w Jurka. Miał spokojny wyraz twarzy, stare, znoszone ubranie oraz wyjątkowo ogromny nos, z którego obficie kapał gęsty, zielono-żółty śluz. Mężczyzna oddychał ustami, bo, jak można było się domyśleć, przez szczelną zasłonę obrzydliwej mazi, powietrze nie miało jak się przedostać. 

Mimo długich godzin, które minęły od ostatniego posiłku, Nuszka poczuła, jakby nagle zawartość jej żołądka potroiła się, podchodząc niebezpiecznie blisko gardła. 

Staruszek zaśmiał się cicho, nie uniknąwszy przy tym, nieco bardziej gwałtownym wydechu, rozbryzgnięcia się odrobiny zawartości swojego nosa na swoją brodę. 

– Siądźcie, siądźcie obok dziadka – rzekł łagodnie do przybyszów.  

– Yyyyyh – Jurek wydał z siebie odgłos pełen cierpienia, zupełnie jakby za chwilę miał skonać – co tu robisz, dziadku? 

– Jestem bardzo samotny, cieszy mnie wasz widok 

– A co takiego się stało, że jesteś sam? – zapytał Jurek, po czym posłał Nuszce porozumiewawcze spojrzenie, które krzyczało wręcz “nie dziwię się” 

– Miałem ja rodzinę, żonę piękną jak sama Dziewanna, dzieci wesołe i rumiane, ale wszystkich straciłem. I płakałem, płakałem, płakałem, aż z tego płaczu nos mi się całkiem zatkał i teraz nikt już na mnie nie chce patrzeć. 

Nuszka zamrugała zaskoczona, mając wrażenie, jakby nagle te ohydne gluty stawały się coraz mniejsze w jej oczach. Jurek przestał uciekać od mężczyzny wzrokiem i usiadł na trawie kilka metrów od niego. 

– Jak Ci na imię, starcze? – zapytał Jurek 

– Jestem Białun, mąż pięknej Białogłowy, ojciec dzieciątek o bielusieńkich duszach. Wszyscy odeszli, jestem sam – po policzku Białuna spłynęła łza 

Nuszka patrzyła na mężczyznę z zainteresowaniem i współczuciem. Wciąż nie rozumiała, jak więź miedzy kobietą i mężczyzną może być tak silna. 

– Jak dawno temu to było? – zapytał Jurek 

– Ech, dziadek nie pamięta. Dwieście, może, wiosen temu…  

– Tak dawno temu – zdziwił się Jurek – do czego tęsknisz? 

– Ty już chłopcze wiesz do czego – zaśmiał się rubasznie dziadek, pozbywając się przy okazji kilku wiszących glutów 

Jurek zawtórował śmiechem, a Nuszka spoglądała to na jednego, to na drugiego. 

– Ale… – przerwał porozumiewawczy śmiech mężczyzna – moja Białogłowa była dobra, była słodka, stworzyła mi dom, a teraz nie mam żadnego, bo bez niej nie mogę znaleźć nowego. A Ty chłopcze, masz dom? 

– Nie mam, Białunie, ale nie marzę o nim. Marzę o tym, by to oto zagłębienie pod Twoimi stopami napełniło się ciepłą, pachnącą wodą, która ukoi moje zmęczenie. 

– O tak – zadumał się staruszek – to dobre życzenie. Na teraz. Nie na wstecz, nie na wprzód, na teraz. 

Wszyscy siedzieli przez dłuższą chwilę w zadumie. Obecność Białuna wprowadzała wszechogarniający spokój. 

– A jaka jest twoja białogłowa, chłopcze? – zapytał Białun, spoglądając spod przymkniętych powiek na Nuszkę. 

– Nie moja – odparł stanowczo Jurek – czasem się jej boję, czasem ją lubię. Czasem ucieka przede mną, czasem mnie obrzuca jagodami, nie za bardzo zna się na żartach. To dzika baba. 

Białun uśmiechnął się delikatnie, ale pogodnie. 

– A więc jest taka, jaka być powinna. 

Siedzieli przez chwilę w ciszy, Nuszka miała kłębek myśli w głowie: “o co temu Jurkowi chodzi?”. Białun przemówił ponownie: 

– Pójdę dalej, ale mam tylko jedną prośbę 

– Aaa? – odparł Jurek  

– Pomóżcie mi wydmuchnąć nos 

Jurek i Nuszka zesztywnieli w zgrozie. Zapadła cisza, podczas której oboje modlili się do niebios, by jakimś cudem Białun puścił swoja prośbę w niepamięć. Ten jednak wyciągnął z rękawa spory kawałek szmaty i wykonał zachęcający gest w stronę Jurka 

– Sam nie możesz? – zapytał Jurek 

– Mogę – odparł spokojnie Białun – ale czyjaś troskliwa ręka bardziej cieszy niż własna – dodał, po czym po jego policzku spłynęła kolejna łza 

– Na nas już czas – odezwała się po raz pierwszy Nuszka, chwytając Jurka za ramię. Ten zaś zdenerwował się i ostentacyjne wyrwał ramię spod jej delikatnego uścisku. 

– A Ciebie co? Nie nauczyli współczuć?! – fuknął w jej stronę, po czym stanął na nogi i wyciągnął swoją własną chustkę – te dzikie baby to tylko myślą o jednym!  

Jurek podszedł do Białuna i z szalejącą w nim wewnętrzną walką, sięgnął chusteczką do dyndających glutów. Zdołał wytrzeć jedynie odrobinę, a chustka już nadawała się do wyrzucenia. 

– Przykro mi starcze, tego jest za… – nim skończył, Białun wskazał mu leżącą tuż obok stertę szmat. Jurek załamał ręce: 

– To są twoje chusteczki? 

Dziadek przytaknął. Zrezygnowany Jurek wskoczył w dół, nad którym siedział mężczyzna by mieć do niego łatwiejszy dostęp i począł przykry proces opróżniania wielkiego nochala Białuna z lepkiego śluzu. Nuszka w zasadzie nie wierzyła w to co widzi i nie była pewna, czy bardziej ją to bawi, czy brzydzi. Dopiero po zużyciu czterech wielkich szmat zachęcił starca, by zaczął dmuchać nosem, co praktycznie podwoiło ilość wydzieliny. Przy którymś dmuchnięciu nos Białuna był już tak czysty, że dał się słyszeć żywy odgłos wydychanego powietrza. Nagle jego oczy ożywiły się, skoczył na równe nogi i wykrzyknął: 

– Ha ha! Jestem wolny! Wydmuchnąłem mój żal! Wydmuchnąłem tęsknotę! Lecę do Ciebie kochana! 

Postać staruszka znacznie urosła i w świetlistej mgle przeistoczył się w pięknego, rosłego mężczyznę, którego postać była biała jak śnieg i oślepiała bardziej, niż ostre, zachodzące słońce. Jego oblicze przybrało radosny wyraz, oczy iskrzyły życiem. Jego uśmiechnięta twarz wciąż miała w sobie część tego zmęczonego, zasmarkanego staruszka, jednak kipiała wewnętrznym światłem. Zwrócił się w stronę oszołomionego Jurka: 

– Ja jestem Białun i pamiętam Twoje życzenie. Uwolniłeś mnie od moich trosk, a teraz ja uwolnię Ciebie od zmęczenia 

Jurek poczuł ciepło pod stopami. Wgłębienie w ziemi otoczone korzeniami powoli wypełniało się ciepłą, parującą wodą, nad którą pojawiły się pojedyncze świetliki. Korzenie drzew rozrosły się, tworząc w wodzie szerokie siedziska, a docierający z wody zapach przypominał rozgrzane słońcem fiołki polne. Tuż obok wody zapłonął żywy ogień, a nad nim stanęła soczysta pieczeń. Widząc oniemiałych Nuszkę i Jurka, Białun zaśmiał się jeszcze raz i na pożegnanie krzyknął: 

– Ja jestem Białun i wracam do mojej Białogłowy i dzieci! 

Po tych słowach jego postać rozpłynęła się w świetlistej łunie, która uniosła się do góry i poszybowała w nieznane. 

Odzyskawszy po dłuższej chwili głos, Jurek zawył szaleńczo z radości, po czym zdarł z siebie ubranie i rzucił poza staw, by rozłożyć się wygodnie na siedzisku. 

Nuszka zaś wpatrywała się w Jurka, nie wiedząc jak to możliwe, że aktem dobroci wobec starego wędrowca chłopak bardziej chwycił ją za serce niż wtedy, gdy zaryzykował życie, ratując ją przed śmiercią. 

Post napisała Paulina

Najnowsze

Opowieść, część 27

Nuszka znała krainę wił tylko z opowiadań. ...

Opowieść, część 26

Zajadając się pokaźnym kawałkiem mięsa, Jurek z ...

Opowieść, część 24

- Jurek! Jurek! - pozostając pół kroku ...

Opowieść, część 23

Następnego dnia Nuszka wypytywała Jurka o sprawy ...