Następnego dnia Nuszka wypytywała Jurka o sprawy w wiosce. Chciała zrozumieć panujący tam system w nadziei, że to choć trochę uspokoi jej ducha, jednak im więcej wiedziała, tym bardziej była zmieszana. Tego razu rozmawiali o zasadach skazywania na śmierć mieszkańców wioski, czemu nadano nazwę “wysyłania w podróż”.
– Stary Bolek “wyjechał w podróż” za to, że nie chciał oddać swojej ulubionej krówki na wielką celebrację czegośtam – ostatnie słowa Jurko wypowiedział z bogatą gestykulacją
Nuszka wybałuszyła oczy. Jednocześnie przypomniała sobie, jak często słyszała w wiosce rozmowy o osobach wyruszających w podróż. Wtedy nie miała pojęcia co to znaczy.
– No tak – dodał Jurko, zauważywszy jej zdziwienie – a myślisz, że czemu ja wciąż się po lesie włóczyłem? Myśliwy ze mnie marny, ale chłopy to w tej wiosce mają prze-sra-ne
– A ja?
– Są takie plotki, że ten mąż Wspaniałomyślnej zginął, bo dał się zwabić Wile. Więc najpierw go wygrzmociła a potem jeszcze zabiła, dasz wiarę? – Jurka zdała się bardzo bawić ta anegdotka, bo ledwo skończył mówić a już musiał oprzeć się łokciem na trawie, by uwolnić z siebie gromki śmiech – domyślasz się, jakie to poniżające dla naszej Wspaniałomyślnej?
Nuszka wpadła w niepohamowany chichot i tak przez jakiś czas śmiali się razem.
– Ja już dawno chciałem cię stamtąd zabrać
– Dlaczego?
– A tak jakoś mam misję, żeby ratować tych co tam nie pasują.
– Uratowałeś kogoś wcześniej?
– Jesteś trzecia. Tych poprzednich uprowadziłem bardziej po cichu. Teraz już tam nie mogę wrócić. Ludzie nie chcą stamtąd uciekać. Albo się boją, albo szybko przesiąkają tym czego ich się uczy.
– Więc mogłeś zginąć wiele razy
– A co mi z tego życia zostało? W moich stronach wszyscy poumierali, dzieciaków nie mam…
Jurko przyjrzał się badawczo Nuszce:
– A czy ty nie jesteś za stara na bycie taką nierozgarniętą? 90 lat, dziewczyno…
Nuszka zaśmiała się, położyła dłoń na trawie i powiedziała:
– Moja mądrość to nie słowa. To woda, ziemia, wiatr. Rozmawiam z nimi. Tyle że przestałam będąc w wiosce…
– Więc co Ci teraz mówią? – Jurek żywiołowo pochylił się w stronę Nuszki w nadziei, że od razu otrzyma odpowiedź
Nuszka przeczesała dłonią źdźbła trawy i westchnąwszy, odrzekła:
– Rzecz w tym, że teraz niewiele mi mówią. Chyba straciłam z nimi połączenie…
– Aaa, pogniewały się na Ciebie bo do nich nie gadałaś?
– Bo ich nie słuchałam.
Jurek zmrużył oczy, szacując w głowie szanse na zrozumienie tego tematu, nawet przy dogłębnym objaśnieniu. Po chwili jednak gwizdnął przeciągle:
– Tośmy se pogadali, a teraz czas w drogę!
– Dokąd?
– Do miasta.
Nuszka poczuła, jak serce zaczyna jej walić jak szalone. Miasto znała tylko z opowieści, w których to było opisywane jako siedlisko bezduszności, oddzielenia od natury i ogromnych skupisk ludzi. Samo to wyobrażenie przyprawiało ją o mdłości. Chcąc uprzedzić jej protesty, Jurek odezwał się, już czyniąc przygotowania do drogi:
– Uciekłaś, jesteś wolna. Ja mam teraz ochotę się wyłożyć na wznak i spać spokojnie nie martwiąc się, że mnie ktoś w nocy rozszarpie albo zadźga. Twoje cuda niewidy przestały do Ciebie mówić więc jestem Twoim jedynym przewodnikiem – Jurek rozłożył ręce – postanowione.
***
Przemierzając las, z czasem dała się zauważyć zmiana roślinności i charakteru knieji. Wcześniej wokół nich brzozy przeplatały się ze świerkami, bukami i sosnami, teraz nie było widać nic oprócz brzóz wystrzeliwujących w niebo gęsto niczym czarno-białe igiełki. Wraz z pokonywaną drogą, zaczęła wyłaniać się tu i ówdzie mgła przybierająca miejscami niebieskawą barwę, która niejednoznacznie wskazywała na inne niż zwyczajne pochodzenie tego zjawiska. Śpiew ptaków przybrał bardziej melodyjną barwę i nie brzmiał już jak wyrywkowe popiskiwania, a bardziej jak finezyjna piosenka. Nawet Jurek nie pozostał obojętny na ten dźwięk, rozglądając się raz po raz w poszukiwaniu właścicieli tych głosów. Nuszka zaciągnęła się powietrzem tej niezwykłej atmosfery i nagle poczuła, że jest w tym coś jej znajomego. Ucieszywszy się, że znów zaczyna rozpoznawać drobne wskazówki, wytężyła jeszcze bardziej zmysły. Mimo jednak, że z każdym krokiem wszystko stawało się coraz bardziej znajome, w tym samym tempie wzrastał w niej dziwny niepokój. Śpiew ptaków zdawał się przechodzić coraz częściej w melodyjne fale wysokiego, damskiego głosu, aż dały się słyszeć słowa tworzące odurzającą pieśń:
Miły, gdzież to prowadzi twa droga?
Jakiż to ognik przywiódł Cię tutaj?
Winnam mu wdzięczność, bo targa mną trwoga,
Że smutkiem już zawsze będę zatruta.
Zechciej nie stronić, jak inni chłopcy,
Od mego wdzięku i gotowości,
Gorąc mój nie będzie ci już obcy,
Skosztujmy razem dziś boskości.
Niech Twoja noga nie zna spoczynku,
Drogi wędrowcze, nie puść mnie samej,
Jeśliś jest gotów do tego uczynku,
Jam twoja, chwyć mnie i pójdźmy w tany!
Piosenka przeszła w dziki świergot ptaków, któremu rytmu nadawał huk trzeszczących brzóz, a Nuszka widziała już tylko oddalającego się od niej Jurka. Uskoczyła w bok, by sprawdzić dokąd idzie. W oddali ujrzała kołyszącą się wdzięcznie na gałęziach biało-czarnych drzew śmiejącą się postać.
– Wiedziałam! – warknęła Nuszka, której głos jednak nikł bezpowrotnie w chaosie donośnych odgłosów manipulowanej mocą Wiły przyrody.